Zwiedzanie USA z samochodu jest doznaniem dość specyficznym. Ogrom przestrzeni, które przemierzasz, jest tak wielki, że nie sposób wyobrazić sobie przemieszczania się w inny sposób. Serce pcha Cię za kolejną górę czy zakręt, bo rozum zdążył się już przyzwyczaić, że czeka Cię za nim kolejne zaskoczenie i widok, który na chwilę odbierze Ci dech w piersiach. Patrząc na uciekające za oknem drobiazgi i szczegóły masz wrażenie, że nad każdym z nich mógłbyś się zatrzymać na długie godziny i chłonąć wyjątkowość tego miejsca. Jednego z niezliczonych na Twojej trasie, na swój sposób niepowtarzalnych.
Rekompensuję sobie ten pęd zatrzymując się co kilka mil na szybki desant. Zrobienie kilku zdjęć, roztarcie w dłoniach bylicy trójzębnej i zaciągnięcie się jej zapachem – to właściwie już mój rytuał. Przede mną krótka chwila z papierosem, w trakcie której strzelam zbyt dużo zdjęć. Wkurzam się, że dym przelatuje przed migawką aparatu, próbuje złapać panoramę denerwując się, że czujnik nasłonecznienia nie rozumie otoczenia. Potem jeszcze moment na obejrzenie zdjęć i jakiś detal rzuca mi się w oczy. Odkładam telefon i zdziwiony idę obejrzeć go dokładniej.
Chwilę później sięgam po starego i zdewastowanego Moleskine’a zamykanego na gumkę od majtek. Ta chwila jest dziś i teraz – jutro o niej zapomnę. Nawet jeżeli zdjęcia, które zrobiłem, za miesiąc lub rok w części przyniosą mi ten przebłysk lub smak chwili, o tym, co myślę teraz, zapomnę. Piszę więc, gryzmoląc na kartkach na złość swoim wszystkim polonistkom, edukacji i nie zważając na składnię. Dorzucam prosty schematyczny rysunek, którego potem sam nie zrozumiem. Gdy już będzie po wszystkim, z dala od tego miejsca, będę szukał w tych słowach i rysunkach jakiegoś sensu. Niczym pracownik archeo, który idąc na studia marzył o romantycznej pracy w wykopie z pędzelkiem polegającej na łechtaniu cudzych kości. Dziś już wie, że jego wymarzona praca wygląda tak jedynie przez krótki sezon. Większość życia spędzi na uniwersytecie grzebiąc w zdjęciach, swoich schematycznych i skreślonych naprędce rysunkach oraz porozrzucanych notatkach. Latami będzie opisywał te skorupy i kości wydobyte gdzieś, w jakimś opuszczonym przez Boga i cywilizację, zakątku świata.
Znów straciłem kilkanaście minut. Znów będę je gonił po trasie.
Nie żałuję.