Wczytałem się w ten nowy magiczny program KE pt. „Fit for 55” i mam takie niejasne wrażenie, że wszyscy, którzy się emocjonują ostatnimi spięciami na linii UE – Polska przegapili coś, co w perspektywie kilku lat będzie największym problemem Polaków. Co więcej, w efekcie tego co wymyśliła KE w Polsce po raz pierwszy pojawi się konstytucyjna większość parlamentarna (jak i większość w referendum) krzycząca, by z tej UE uciekać. Dlaczego?

Dwanaście dyrektyw, które trafiły do dyskusji wskazuje kierunek jaki państwa członkowskie powinny obrać przy tworzeniu ustaw, by skuteczniej walczyć z emisją CO2 i to szybko. Pakiet powinien zacząć działać w całości w ciągu 8 lat. Jak to zostanie osiągnięte? Rozszerzony zostanie Europejski System Handlu Emisjami i to o pozycje takie jak transport lądowy, morski, lotniczy oraz… budownictwo. Skok będzie odczuwalny, bo np. tankowanie auta oraz ogrzewanie domu będzie co najmniej dwa razy droższe. Do kosztów jedzenia wliczony zostanie koszt wytworzenia oraz transportu. Podobnie z ubraniami czy innymi dobrami konsumpcyjnymi. Kierunek niby słuszny, bo żremy i trawimy niewyobrażalne ilości zbędnych nam produktów powiększając nie tylko wielkość wysypisk śmieci, ale dodatkowo zubożamy gospodarkę z wysoce drogich minerałów. Wszak odzysk w naszym przypadku i recykling to pojęcia które większość kojarzy z literaturą tolkienopodobną. My tu nawet nie segregujemy odpadów, co najwyżej kłócimy się o lokalizację spalarni śmieci oraz wydumane zagrożenia z nią związane.

Warto zadać sobie pytanie dlaczego kupujemy tak wiele produktów? Przeciętny telefon żyje krócej niż trwa gwarancja. Lodówka czy telewizor będące produktami o konstrukcji cepa i jak pokazało nam dzieciństwo mogące działać przez dziesiątki lat wymieniamy co pięć, najdalej 10 lat, bo ulegają zużyciu. Żywotność aut określa granica 5 letniego leasingu, a markowe i zarazem drogie ciuchy żyją przez trzy prania. Po nich stają się drogą ścierką do podłogi. Wszystko stało się nietrwałe, tymczasowe i policzone na to, by uległo szybkiej wymianie. Dlaczego? Bo to napędza rozwój i pompuje pieniądze producentom ulokowanym zazwyczaj w bogatych krajach. Inni, którzy chcą z nimi konkurować z powodów czysto ekonomicznych muszą podążać tym samym śladem.

No dobra, ale co będzie jeżeli pójdziemy drogą zarysowaną w tych dyrektywach? Uprawnienia do emisji w systemie EU ETS w ciągu ostatnich lat skoczyły z 5 do 52 Euro. Dzieje się tak dlatego, że ilość uprawnień maleje z każdym rokiem, a ceny zostały jakiś czas temu uwolnione. Komu brakuje musi dokupić na giełdzie. Jeżeli do powyższego systemu dorzucone do tego zostaną kolejne branże wartości te wystrzelą w kosmos, co przełoży się na ceny wszystkich produktów. Gdyby tego było mało, by nikomu nie przyszło przenosić produkcji do krajów, które opłat za emisję nie odprowadzają (bo tylko UE ma taki szalony pomysł) wprowadzone zostaną zaporowe cła uwzględniające powyższe emisje.

Przypomniała mi się w tej chwili historia zamówionych maseczek posiadających deklaracje zgodności ze wszystkimi wymaganymi normami europejskimi, które po krótkim czasie okazały się tyle warte co nic. Państwo środka nie ma problemów z potwierdzaniem nawet największej bzdury wymaganej przez eurokratów. Co więcej – będzie zmuszone do tego z uwagi na to, że w bliskiej perspektywie w Azji planowane jest otworzenie 600 elektrociepłowni opalanych węglem.

Co na to Unia Europejska? To też ciekawe. Niemcy promują OZE, które na dziś (i na długo w przód) nie będzie w stanie zapewnić stabilnych dostaw energii, ale ich energia może być sprzedawana np. przemysłowi w postaci certyfikatów. To zagwarantuje produktom stworzonym w Niemczech niższe ceny produktów wytworzonych w gospodarce. Jednym z tych produktów są ogólnie pojęte produkty OZE jak wiatraki. Polska gospodarka oparta jest w przeważającej większości na węglu, więc każda kWh wytworzonego prądu wiąże się z ogromną emisją. Nawet gdybyśmy chcieli dziś stać się jednym z producentów powyższych, widząc perspektywy na sprzedawanie tych prostu urządzeń taniej niż Niemcy, koszty emisji skutecznie popsują nam ten plan. Z tego (oraz kilku innych, powiązanych powodów) energia jądrowa jest dla Niemców tak bardzo passe. Czeka nas drastyczny wzrost cen oraz ubożenie cały społeczeństw.

Przykład tego, co będzie się działo w Europie widać było niedawno we Francji, gdy protesty żółtych kamizelek zbiegły się z dodaniem do ceny paliwa „opłaty ekologicznej”. Cel był zbożny, bo miało to obniżyć emisję, wesprzeć elektromobilność oraz uczynić Francję trochę bardziej przygotowaną, na kierunek w jakim podąża UE, ale zdanie na temat tych planów pokazała rządowi ulica. Owszem – wszyscy kochamy ekologię, ale nie kosztem wyższych wydatków.

Program KE jest oczywiście dla dobra ludzkości, która dzięki powyższemu ma uniknąć wojen o wodę i pożywienie. Sęk w tym, że wprowadzony w tej formie spowoduje w biedniejszej unii dopuszczenie do władzy sił bardziej skrajnych, niż te obecne w naszym parlamencie, oraz rozpad UE w przyspieszonym tempie. Tu nie trzeba już nikomu niezależności TVNu. Wystarczy suma z miesięcznych rachunków by wyprowadzić ludzi na ulicę. A wystarczyłoby pozwolić się Europie wyludniać, wydłużyć czas życia urządzeń i produktów oraz ograniczyć martnotrawstwo żywności. A nie.. czekaj. Nie można, bo bogate kraje przecież nie są na to gotowe. Tak to wspólnotowe myślenie przykrywa czysto nacjonalistyczne pobudki, którymi kieruje się każda z wielkich gospodarek UE.

W wizji przedstawionej powyżej bogaci będą jeszcze bogatsi, a biedni staną się niewolnikami. To ciekawe o tyle, że sprawdzają się przy tej okazji słowa naszego  politycznego Janusza czyli Kretyna Mikkego. Ten jak mantrę powtarza, że UE jest tworem socjalizmu, który dzielnie radzi sobie z problemami, które sam tworzy. Historia nas uczy, że każdy twór socjalizmu finalnie upada. Byle tym razem znów nastąpiło to bezkrwawo.

Smutne jest to, że zajmujemy się trybunałem, pisem, sądami i całą masą pierdoletów, które dziś może angażują „ruch wkurwionych”, ale w chwili obecnej są detalami. Czymś co wynika ze złych rządów wprowadzonych przez ludzi nie posiadających ani umiejętności, ani predyspozycji to rządzenia. Z tego to powodu, to co jest naprawdę realnym zagrożeniem umyka naszemu wzrokowi. Prawdopodobnie dlatego, że cały świat myśli i planuje się w perspektywie wielu lat naprzód. Cały prócz Polski zajętej swoimi sprawami – niezmiennie narcystycznej, skupionej na sobie, mało światowej oraz dumnej swoim zaściankiem. Adekwatnej do tego, kto nią rządzi.

„Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnelIs

just the freight train coming your way

It’s coming your way

It’s coming your way, here comes”

No Leaf Clover (Metallica S&M)
social media:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.