Jeżeli potrzebujesz coś sobie udowodnić, w jakiś sposób zmienić optykę swojego myślenia, przewartościować rzeczywistość albo po prostu odnaleźć ten zagubiony link do samego siebie udaj się w podróż i to czym dalszą, tym lepiej. Nicolas Bouvier w zapiskach z Japonii napisał, że dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi sie z nich zupełnie coś innego niż to, po co się pojechało. Weź w tą podróż jedno z rodziców – ojca lub matkę. Nieistotne, które z nich Ci jeszcze zostało. Póki masz jeszcze tą okazję.

Porwij ich. Zabierz do miejsca, gdzie mimo rozległej metryki zobaczysz ich jak biegają po grani, bawią się z obcymi dziećmi tambylców nie przejmując się brakiem z nimi jakichkolwiek oznak językowej komunikacji. Zobacz ich jak w zachwycie dziecka staną w dolinie pod pionową skałą albo na szczycie i z błyskiem w oku będą łapać oddech jak ryba wyciągnięta na zbyt długo z wody. Zabierz ich gdziekolwiek, gdzie w tym błysku oka będziesz widzieć jakimi byli, gdy ich głównym zajęciem było zdzieranie kolan na podwórku albo marzenia o tym, by w końcu dorosnąć i uniezależnić się od swoich apodyktycznych rodziców, a Twoich dziadków.

Nie wierzę, byś gdziekolwiek na świecie znalazł coś bardziej oczyszczającego. By cokolwiek pomogło Ci zrozumieć siebie lepiej oraz odnaleźć się szybciej oraz bardziej bezboleśnie.

Ja w każdym razie już nie potrzebuję szukać w sobie siebie więcej, żeby zrozumieć. Dziś wiem, że jesteśmy wszystkim tym, czym od zawsze byli nasi rodzice. Wioząc ich gdziekolwiek, gdzie cofną się o te 50 czy 60 lat by przeżyć swoją przygodę życia, raz w swojej historii wejdziesz w ich rodzicielskie buty i zrozumiesz kim kiedyś się sam staniesz. Wtedy zrozumiesz też coś, co napisała moja bardzo mądra koleżanka „Przemijanie w zgodzie | uratuje mnie | dziś wiem”. Będziesz działać bez działania, żyć bez przymuszania, dawać, otrzymywać, nie wyrywać chwilom.

Mirka to moja mama. Choć tego na zdjęciach może nie widać, w tym roku przeszła w końcu na emeryturę. Z kilkuletnim poślizgiem, ale zawsze coś.

Warto było. Polecam.