Nie jestem i nie mam ambicji, by zostać amerykanistą. USA, jak wiele innych miejsc budzących silne i przede wszystkim skrajne emocje, po prostu wyjątkowo mnie pociągało. To chyba naturalna cecha ludzka, że rzeczy kontrowersyjne zmuszają nas do konfrontacji oraz wyrobienia swojego zdania. Od okresu dzieciństwa, gdy oficjalna doktryna w mojej ojczyźnie głosiła, że „USA to samo zło i biją tam murzynów”, do dziś, gdy liberalna Europa widzi w USA nieokrzesanego kowboja, ten kraj (czy wręcz cały kontynent) można jednie kochać lub nienawidzić. Wszelkie postawy pośrednie to, przynajmniej w kręgach zwiedzionych modą na pseudointelektualistę brodatych chłopców w rurkach, przejaw niedojrzałości oraz braku rozumienia tzw. problemów globalnych. Zasłyszane dysputy filozoficzne kilku z nich w modnej ostatnio restauracji pod moim domem kilkukrotnie doprowadziły mnie prawie do niestrawności. W szczególności, że negatywne opinie na temat USA wyrażane ze stolika obok odbywały się w knajpie z hamburgerami. Cóż, widać jakie ideały, taka rewolucja.

Kilka historii opisanych na tej stronie to zapis podróży, która była moim największym marzeniem od czasów gdy Tony Halik z Elżbietą Dzikowską prowadzili program „Pieprz i Wanilia” w telewizji polskiej . Wodzenie palcem po mapie przez prawie trzydzieści lat, czytanie książek i wszelkich publikacji było najlepszą wprawką przed tą podróżą. Choć po pierwszej wizycie w 2016 r. musiałem wrócić do kilku miejsc (bo zabrakło wiedzy lub zaskoczyły mnie swoją objętością w chwili konfrontacji), to nadal uważam, że równie dobrze te dwie podróże mógłbym zamienić na resztę życia tam, na miejscu. Czasu danego ludziom przez naturę bądź, jak twierdzą Indianie, wielkiego ducha, z pewnością by mi zabrakło, by poznać te miejsca tak dokładnie, jakbym tego faktycznie pragnął.

Stary Dziki Zachód oraz tereny okoliczne, w stosunku do jego umownych granic, to historia przenikających się kultur, światopoglądów, osadów geologicznych oraz różnorodnych w swoich postawach ludzi. To wielobarwna mozaika, która dziś skupia w sobie cały znany nam świat. Wypełniony mrowiem turystów z dalekiego wschodu, hiszpańskojęzycznych kucharzy, czarnych często tworzących swoją kulturę w kontrze do wszystkiego co białe oraz wszelkiego pochodzenia Europejczyków zrównanych pod jednym mianownikiem tzw. Ameryki.  

Mam nadzieję, że w tych kilku zdjęciach i paru tysiącach słów na dalszych podstronach udało mi się pokazać tę mozaikę oczami Europejczyka. Człowieka, który jeszcze dziwi się wielu odmiennościom oraz zachwyca rzeczami, które zdążyły spowszednieć wszystkim tym, którzy będąc tam na miejscu przyzwyczaili się do ich obecności jak głowa do miękkiej poduszki w zaciszu domowego ogniska.

Nie wysypiam się od powrotu. Sam nie wiem, czy to jeszcze jetlag, czy już materializująca się świadomość tego, że znalazłem miejsce na ziemi, gdzie przez tę krótką chwilę było mi lepiej, niż wśród wierzb i pól szumiących. Ameryka zmieniła mnie w środku spotkanymi tam ludźmi, koincydencją zdarzeń, rdzennym mistycyzmem i otaczającą zewsząd naturą. Wiem, że nigdy nie będę już takim samym człowiekiem i to, co pozostało mi do rozważenia, to czy ta odległość geograficzna pomiędzy nami ma faktycznie dla mojej codzienności tak wielkie znaczenie.

Każdy wpis na tej stronie jest w pewnym sensie poszukiwaniem odpowiedzi na to pytanie.