Dostałem ostatnio pytanie, czy żyję, bo jakoś mniej piszę.  W sumie to nawet racja.  Trochę ciężko pozbierać mi się z szoku w dziedzinie tego, o czym pisać w pierwszej kolejności, bo mam mały zamęt w głowie. Dalczego? A bo tego no.. No to po kolei.

W Norwegii islamista (względnie świeżo upieczony konwertyta) dokonał ataku terrorystycznego mordując byłą żonę pewnego muzyka, który został skazany jakiś czas temu za palenie kościołów. Z racji tego, że w Norwegii nie ma czegoś takiego jak dożywocie, zapewne świeżo upieczonego mudżahedina czeka odsiadka. Zapewne też w tym samym więzieniu, w którym karę odsiaduje Andreas Breivik skazany za zamach terrorystyczny mający na celu (chyba) zwrócenie uwagi na problem islamizacji Europy (chociaż kto tam wie, jakie motywy kierują ludźmi, którzy dokonują plagiatu manifestu Kaczyńskiego. Teda Kaczyńskiego. W sensie Unabombera, nie tego naszego, co trzyma lejce i okłada batem jak pijany woźnica). Nasz Kaczyński ponoć uszczelnił granicę, żeby uchronić Europę przed zalewem targetu białoruskich biur turystycznych, które sprzedają bilety tylko w jedną stronę. Z tego faktu nie są zadowoleni tak do końca Niemcy, Holandia i reszta cywilizowanej Europy, która w sumie to tych emigrantów by najchętniej przebrała, sprawdziła do czego się nadają i jakąś część z nich zostawiła. Do tej cywilizowanej Europy zalicza się także Dania, z której pochodził konwertyta zamachowiec – facet, który zastrzelił z łuku wspomnianą Andreę Haugen. Ciekaw jestem tego spotkania Breivika z Duńczykiem, bo wszystko wskazuje, że ten pierwszy pomimo usilnych prób jednak nie wyjdzie na wolność (starał się zgodnie z prawem po odsiedzeniu połowy wyroku).

W dziedzinie islamu jeszcze. Ciekawe rzeczy dzieją się u samych islamistów w Afganistanie, o który tak strasznie obawiała się postępowa Europa. Kilka dni temu talibowie przestali się kryć z prawdziwymi zamiarami. Powrót do terroryzmu? Nie, nic z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie – wkroczyli do kryjówki dżihadystów z Daesh w Kabulu i zrobili krwawą łaźnię bojownikom Państwa Islamskiego. Ponoć w ramach odpowiedzi na krwawy zamach do jakiego doszło w stolicy Afganistanu, ale to raczej jedynie pretekst. Talibowie po prostu nie lubią konkurencji w byciu ekstremistami. Oczywiście wygląda na to, że nadal będą karali za przepowiadanie pogody, ale najwyraźniej co kraj to obyczaj a tam za szariatem było grubo ponad 90% obywateli. U nas rodzenie letalnych płodów jest przymusem narzuconym przez prawo, wiec dajmy im żyć swoimi problemami z tym, czy będzie deszcz, czy też piekące słońce.

Zgoła podobny do naszego problem mają Amerykanie. Po hurraoptymistycznym rozpoczęciu z przytupem prostowania bałaganu po Donaldzie Trumpie chwilowy problem na granicy (w sumie nie taki chwilowy i nie taki mały) znalazł swoje szczęśliwe rozwiązanie. Joe Biden przekazał ostatnio, że rozwiązaniem kryzysu emigracyjnego na południowej granicy USA będzie powrót do rozporządzenia wydanego przez swojego poprzednika. Ta zmiana kierunku w polityce to w sumie niezły znak dla pewnego wykładowcy, który sądzi się z uniwerkiem w Californi. Ten wydalił go za to, że rzeczony profesor nie chciał stosować taryfy ulgowej w stosunku do studentów o innym kolorze skóry niż biały. Jeżeli dożyje (bo aktualnie ukrywa się przed bojówkami Antify i BLM) to może go nawet przywrócą. W  jakiejś Arizonie czy innym Idaho.  

W Polsce też jest zabawnie. Trochę się tutaj obawialiśmy wszyscy w branżach, gdzie wartość wynagrodzenia personelu niewykwalifikowanego stanowiła większą część naszej faktury, że nas te sztucznie napędzane minimalne wynagrodzenia zabiją, ale jest światełko w tunelu. Płaca minimalna spadła! Póki co w euro (z 616 na 612 Eu), ale przy takiej inflacji ktoś najwyraźniej popatrzył na naszą gospodarkę przez odwrotność. My tu się przecież możemy rozliczać barterem lub w ramach handlu wymiennego jak w Wenezueli, a reszta świata niech płaci nam w walucie obcej. Do szczytu osiągnięć obecnej ekipy można by jeszcze dodać awanturę wokół wyprowadzania nas z UE (zapewne, żeby pozbyć się z podręczników do historii Kwaśniewskiego i Millera), ale to byłaby już polityka. Nope, dziękuję. Polityką się na facebooku brudzić nie zamierzam.

Patrząc na wszystko powyżej mam ostatnio mało czasu na pisanie. Szczerze mówiąc uważam, że trzeba szybko żyć, bo zrobiło się wyjątkowo późno. Mam za to jeden pomysł racjonalizatorski – uważam, że nie stałoby się nic zdrożnego, gdyby dowolne dzienniki telewizyjne, fakty, wiadomości i panoramy zamiast wstawiać tych przejętych swoją misją redaktorów namówiły ich do zaśpiewania wiadomości przy jednoczesnym wykonaniu tego, skąd inąd genialnego, utworu „Hocus Pocus” zespołu Focus z 1973r. Przecież zamiast oryginalnego tekstu mogliby przedstawić te „newsy” śpiewem lub wokalizą. Jedno jest pewne – na bank nic byśmy nie stracili na spójności przekazu oraz pokazania szerokiej perspektywy, której nam tutaj niestety w mediach brakuje. W Polsce, jak i reszcie świata, istotne są jedynie perspektywy lokalne. To dlatego kolejne „lustra” z nas kpią, kiedy je mijamy.

Aż strach się przejrzeć.

social media:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.