Wśród Hopi jeszcze do niedawna była mała grupa Indian. Wg. Europejskich kanonów – mistyków, którzy żyli w pełnej zgodzie ze „ścieżkami przodków”. W ich przypadku oznaczało to między innymi brak prądu, bieżącej wody czy podstawowych „cywilizacyjnych” udogodnień. Mówiono o nich The Eldest Elders. Jako święci ludzie całe swoje życie poświęcali kultywacji wierzeń. „There was a handful of Eldest Elders who were holding the world together with their prayers and ceremonies”. Tacy lokalni mnisi z Meteorów, tyle, że w piórach.

Jedna z przepowiedni Hopi mówi, że gdy odejdzie ostatni z nich, nastąpią wielkie zmiany. Jak to u Indian wszystko zatacza kręgi, jest cyklem i głęboko powiązane jest z naturą i harmonią. Wśród Indian żyją jeszcze dwa powiązane z powyższym, w tej kulturowej siatce różnych plemion, dogmaty. Pierwszy to przepowiednia Indian Cheroke, wśród których uznany szaman przepowiedział, iż siódme pokolenie od jego czasów zazna pełnego powrotu do „starych ścieżek” oraz pełnej harmonii z białymi, którzy będą się od czerwonych braci uczyć świata na nowo. Drugie, to deklaracja pokoju Irokezów mówiąca o tym, że wszelkie decyzje, które ludzie podejmują na szczeblu plemienia, szczepu, kraju lub świata powinny zawierać perspektywę siedmiu pokoleń. Uwzględniać interes potomków, a nie bieżące potrzeby. Wiele z tych decyzji dziś (a u Navajo to m.in. inwestycje w odnawialne źródła energii) podlega temu prawu i ma swoje odniesienia w różnych plemieniach Ameryki Północnej (w tym Lakotów, Cherokee czy Navajo).

Gdy uda Ci się przebić przez ten mur naturalnego dystansu i braku zaufania Indian odkrywasz, że dla wielu z Twoich rówieśników te przepowiednie są w pewnym sensie osią wierzeń i punktem odniesienia. Z jednej strony dominująca bieda, z drugiej głęboka wiara w lepsze jutro przepowiedziana przez pradziadów. Nawet zniszczeni alkoholem, spoglądający z zazdrością na turystów i ich zasobny portfel, gdzieś w środku żyją i myślą tak, jak uformowała ich kolebka kulturowych przekazów i dziadkowych wierzeń wyśpiewanych do kołyski. Stąd też zapewne i duma, bo ten biały i dziwny człowiek za chwilę przyjdzie pokonany przez własną zachłanność i trzeba będzie mu „otworzyć oczy”. Biali nie są źli. Są „zatruci” i wymagają leczenia. Wrodzona empatia kazała mi przez chwile „wejść w cudze buty” i pomyśleć jak to jest żyć, wśród psychopatów. Ku mojemu zdziwieniu nie doznałem szoku. W gruncie rzeczy w Polsce mam to na co dzień po włączeniu Wiadomości.

Dan Evehema, ostatni z prawdziwych szamanów Hopi, odszedł do krainy wiecznych łowów w styczniu 1999r, po przeżyciu 106 lat. Dla Indian to trochę jak ostatni z papieży na liście Malachiasza.

social media:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.